Prawie wszystko jest jak zwykle: karpie już na półmiskach tężnieją
w galarecie, śledzie się moczą w zaprawie z mleczek, pierniki wypieczone, uszka
kupione, barszcz nastawiony, kolędy lecą z płyt, choinki na zewnątrz i wewnątrz
ustrojone i świecące. Zuza spisała się nad podziw (z małą pomocą Doroty i
Rysia). Wydawałoby się, że brakuje wyłącznie śniegu …
Ale mnie przede wszystkim brakuje Renaty – właśnie ten
dzień, ten wieczór od zawsze należały do niej. To ona wszystko organizowała i
przygotowywała, to pod jej dyktando biegałem i kroiłem, stroiłem i mieszałem,
smakowałem i próbowałem. Zawsze siedzieliśmy do późna w kuchni – ona gotowała,
ja otwierałem kolejne butelki wina a wieczorem dopakowywaliśmy prezenty pod
choinkę.
Dzisiaj wróciłem od niej ze szpitala o 22:30. W końcu
zasnęła, przestały targać nią torsje, dostała zastrzyk z morfiny i znalazła
godzinę ukojenia w niespokojnym śnie.
To był trudny dzień. W południe miała zabieg założenia portu
naczyniowego. Okazało się, że pomimo zaleceń anestezjolog w dalszym ciągu podawano
jej środki na rozrzedzenie krwi – podobno Pani anestezjolog nie zostawiła
suchej nitki na ordynatorze oddziału z Medicover – 40 minut zajęło jej
upewnienie się, że nie ma żadnego krwawienia. Renata wróciła wymęczona i obolała - nie mogła
otrzymać rano swojej stałej dawki leków przeciwbólowych aby anestezjolog mogła
poprawnie śledzić jej reakcje. Zabieg musiał cos poruszyć z sondą odbarczającą
żołądek gdyż Renata od powrotu do pokoju straszeni narzekała na nudności i
często wymiotowała. Dopiero wieczorem na moje żądanie, pielęgniarka
przedmuchała sondę i po kilkunastu minutach nudności przestały być tak bardzo
dokuczliwe. Widać po Renacie jak kilka godzin zmagania się z chorobą ją może
wyczerpać. Biedna cała się trzęsła z wysiłku, była bardzo słaba.
Dzisiaj była też u niej terapeutka – po części bioenergoterapeutka
podobnie jak mama Wójcik, ale przede wszystkim zajmująca się psychoneuroimmunologią
czyli nauką zajmującą się wzajemnym wpływem zjawisk psychicznych,
neurologicznych i odpornościowych. Trochę jest to oparte o terapię
simontonowską (http://www.simonton.pl/ )czyli
psychoonkologię interwencyjną definiowaną jako całościowy i wszechstronny
program interwencji psychoterapeutycznej dla chorych na nowotwory złośliwe i
odnoszący się do wszystkich podstawowych sfer ludzkiego życia. Zobaczymy czy i
na ile pomoże to Renacie. Pomysł podsunęli nam Krzysiek z Ewą – dzięki.
Światecznie życzę Wam abyście czerpali radość z tego co robicie a z
życia brali tego co oczekujecie, dużo dobrej energii oraz rodzinnego ciepła.
Życzę Wam i sobie abyśmy w komplecie w maju świętowali 55 urodziny Renaty!
Rafał
54 dzień świadomego życia z rakiem
HEJ
OdpowiedzUsuńRAFAL PRZESYLAMY MOC ENERGI DLA WAS A PRZEDE WSZYSTKIM RENACIE
PRESLIJ OD RODZINY KAAS ZYCZENIA ZDROWIA I CHOC SIE NIE WIDZIELISMY KOPE LAT TO NA PEWNO SIE SPOTKAMY Z TOBA I RENATA
USCISKAJ JA OD NAS
MALGORZATA
Rafał, dziś już Wigilia. Życzę Wam jak najwięcej sił i wytrwałości w walce z przeciwnościami losu. Wierzę w Renatę , jej siły witalne i determinację w walce o szczęśliwe zakończenie choroby. Jestem a Wami duchem i ściskam serdeczne.
OdpowiedzUsuńPanie Rafale,
OdpowiedzUsuńna Pana rece - dla calej Panstwa Rodziny - zyczenia dobrych Swiat Bozego Narodzenia - innych niz wszystkie, ale niewyobrazalnie waznych. Zycze dobrych mysli, optymizmu, niewyczerpanej wiary i sily. Obecnosci, serdecznosci, wytwalosci, uwagi. Pani Renacie - jak najwiecej chwil komfortu, relaksu i przekonania, ze nie jest dla nikogo z Panstwa ciezarem, ale najwazniejsza osoba, o ktora kazdy w Panstwa z wielka miloscia troszczy sie. Zycze nieustajacego ciepla rodzinnego!